Strona:PL Zola - Płodność.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wości, corocznie zdwajał cyfrę swoich dochodów. Jednakże od pewnego czasu zaczynało mu dokuczać znużenie. Obok pracy zawodowej lubił hulanki, o niektórych mówił jawnie, inne zaś starannie ukrywał, lecz wracał z nich zmęczony i „bokami wtedy robił“, jak sam się wyrażał.
Wpatrzył się w Mateusza.
— Dzielnie wyglądasz... Powiedz mi, jak się urządzasz, by nigdy po tobie nie znać było zmęczenia?...
Mateusz stał teraz przed swoim stołem i rzeczywiście wyglądał zdrowo i silnie, jak młody dąb pełem żywotnych soków. Był wysoki, szczupły, czoło miał wyniosłe, w kształcie wieży, co było charakterystycznem znamieniem rodu Froment. Gęste włosy nosił krótko przystrzyżone, równie jak brodę, zakończoną szpiczasto. Oczy miał głęboko osadzone, jasne, żywe, a zarazem myślące i prawie zawsze uśmiechnięte. Był to człowiek czynny i rozważny, pełen prostoty, pełen wesołości i wielkiej dobroci.
— O ja! — odrzekł śmiejąc się — dobrze wygłądam, bo prowadzę się statecznie.
Beauchêne zaprotestował.
— Nie mów tego! Ty się wcale statecznie nie prowadzisz! Najlepszy dowód żeś zdążył już być ojcem czworga dzieci, mając lat dwadzieścia siedem! A na początek wystąpiłeś z bliźniętami! Twój Błażej i Dyonizy jednego dnia się urodzili! A zaraz, niedługo zjawił się Ambroży, a nie-