Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Płodność.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kie dnie płynęły jej jednakowo i każdego poranka rozpoczynała życie tak samo, jak wczoraj i zawsze z równą szczęśliwością.
— Dziś wszakże mieliśmy wizytę — mówiła. — Pani Lepailleur, wiesz, ta młynarka, ot, tutaj z przeciwka, przyszła mi powiedzieć, że ma do sprzedania tłuste kurczęta... Ponieważ winna jej jestem dwanaście franków za jajka i mleko, więc przypuszczam, że tylko zamówiła się w ten sposób, by przyjść zbadać, czy nie spłacę zaraz długu.. Dałam jej do zrozumienia, że jutro do niej pójdę...
Wspomniawszy o młynarce, Maryanna ręką wskazała na czerniące się budynki, poniżej rzeki. W całej okolicy nazywano je młynem, bo stał tam wodny młyn, jeszcze niekiedy mielący mąkę. Rodzina Lepailleur posiadała to dziedzictwo od trzech pokoleń. Teraźniejszy młynarz, Franciszek, uważał się za tęgą głowę a powróciwszy do domu po odbytej służbie wojskowej, rozleniwiony życiem w koszarach, nabrał niechęci do swojego fachu, oraz przekonania, że nie na młynie się wzbogaci, ponieważ ani jego ojciec, ani dziad nie zdołali zbić na nim majątku. Po krótkim namyśle, ożenił się z Wiktoryą Gornu, najstarszą córką rolnika, posiadającego kawałki gruntu nad rzeką. Młode małżeństwo żyło dostatnio, uprawiając pola, oraz czerpiąc dochód z młyna, do którego chłopi z okolicy, przez przyzwyczajenie, zwozili zboże do zmielenia. Nie-