Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szał; nie mógł się dość nasłuchać, dość narozpytywać.
— Jakżeście się tam urządzili? Jak tam żyjecie? Jakiemi są wasze obyczaje, wasze prace?
Dominik napowrót śmiać się zaczął, tak pewnym był, że ich wprawi w zdumienie, w pomieszanie tych wszystkich nieznanych dotąd krewniaków, którzy w tej chwili zawiśli, rzekłbyś, na jego ustach, roznamiętnieni wciąż wzrastającą ciekawością.
Potrochu, zwolna, coraz to nowi; to kobiety, to starcy, powstali z miejsc swoich, przybliżali się do niego. I dzieci nawet otoczyły go kołem, jakgdyby opowiadano im jakąś baśń cudowną.
— O! żyjemy niby jedna rzeczpospolita; jesteśmy gminą wspólną, której każdy członek pracować musi dla dzieła braterskiego. Wpośród rodziny są rzemieślnicy wszelkiego rodzaju i stanu, na sposób cokolwiek barbarzyński coprawda. Ojciec naprzykład okazał się znakomitym doświadczonym mularzem, bo musiał budować wszystko, kiedyśmy tam przybyli. I cegły nawet sam sobie wyrabiał, dzięki pokładom gliny w pobliżu Dienné. Folwark nasz zatem dziś tworzy małą wioskę, każde ożenione dziecko mieć będzie dom swój własny... Potem jesteśmy nietylko rolnikami, jesteśmy także myśliwcami i rybakami. Mamy swoje łodzie; Niger wre życiem, połowy są tam ogromne. Polowanie wystarczyłoby również na wyżywienie całej rodziny, zwierzyna tam się mno-