Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w bezgranicznej rozpaczy w jaką pogrążyła ją utrata jedynego syna, co wypaliła w jej sercu wszystkie uczucia, których już nie mogła zaspokoić, co ją wtrąciła w szał zatrutego macierzyństwa, popychała do zbrodni.
Morange’a przeszedł dreszcz zimny, kiedy zakończyła z upartą surowością:
— Od lat dwunastu czekam na ten zwrot losu i oto nadszedł wreszcie!... Raczej umrzeć niż nie skorzystać ze wszystkich szans, jakie mi on przynosił!
Więc była to zaprzysiężona Dyonizemu zguba, postanowiona już, jeśli tylko los dopuści. I przed oczyma starego rachmistrza stanęła wizya ruiny dzieci, niewinnie skaranych w ojcu, cała jakaś straszna katastrofa, która w poczciwem jego, uczuciowem sercu budziła bunt gwałtowny. Czyliż dopuści do spełnienia nowej tej zbrodni, nie wypowiedziawszy głośno tego wszystkiego, o czem on jeden wie. Bez wątpienia owa to zbrodnia, ta pierwsza, ta potworna rzecz, pogrzebana na zawsze, musiała napełnić oczy jego takim pomieszaniem w tej okropnej chwili, że ją samą na widok jego twarzy przejął dreszcz i utkwiwszy swe surowe, bystre spojrzenie w jego licach próbowała ujarzmić go wzroku tego siłą.
Przez chwilę tak oko w oko przeżyli znowu oboje ową chwilę tam, u windy morderczej, przejęci lodowatym powiewem chłodu przepaści. I na ten raz jeszcze, on został pokonanym tak samo