Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czterdziestu siedmiu skończonych, pełni byli oboje wesołości, zdrowia, siły dotąd kwitnącej pośród bezprzestannej uciechy oglądania jak ten skrawek ludzkości, co z nich wyszedł na świat, wzrasta bez końca, zagarnia grunt dokoła, niby las wyrosły z jednego drzewa.
Największem świętem rodzinnem tej epoki było urodzenie w dziewięć miesięcy po ślubie Berty, córki jej Anżeliny, pierwszej prawnuczki Mateusza i Maryanny. W różowej tej dziewczynce, rzekłbyś, odżył Błażej nieodżałowany dotąd przez wszystkich; dziecko tak nadzwyczajnie doń było podobne od pierwszej chwili urodzenia, że Karolina, babka już w trzydziestu ośmiu latach, zalała się na jej widok łzami. Pani Desvigne umarła na pół roku przedtem, odeszła cicho niepostrzeżenie niemal, jak żyła cicho dokonawszy swego zadania, które polegało, zda się, tylko na wychowaniu i wydaniu za mąż dwu córek, mimo ruiny materyalnej, w jaką pogrążyła ją śmierć męża. Ona to jednak jeszcze, zanim zniknęła znalazła dla swej wnuczki oczekiwanego męża, Filipa Hevard, młodego inżyniera, którego właśnie mianowano wicedyrektorem w jednej z fabryk państwowych, w pobliżu Mareuil.
Połóg Berty odbył się w Chantebled a cała rodzina w dzień podniesienia się z łóżka położnicy, zebrała się raz jeszcze, aby obchodzić uroczyście nową godność pradziadka i prababki.
— Patrzcie! — mówiła wesoło Maryanna — jeśli