Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się, żądze nienasycone chłostały go szalenie, zażarcie. Bratu jego udało się przeprowadzić swój wybór do Ciała prawodawczego z okręgu Plassans i to sprawiło mu jeszcze więcej przykrości. Czuł za bardzo wyższość Eugeniusza, aby mu głupio zazdrościć, obwiniał go tylko, że nie zrobił dla niego co mógł był zrobić. Po kilkakroć znagliła go potrzeba zapukać do drzwi brata, żądając od niego jakiejś drobnej pożyczki. Eugeniusz pożyczał mu pieniędzy, ale zarzucał zawsze brak odwagi i woli. Od tej chwili Arystydes jeszcze więcej zżymał się na brata. Poprzysięgał, że nie zażąda ani grosza od nikogo i dotrzymał słowa. W ostatnim tygodniu miesiąca Aniela jadała odtąd chleb suchy, wzdychając. To terminowanie dokończyło edukacji Saccarda. Usta jego zwęziły się jeszcze bardziej; nie był już tak głupim, aby głośno marzyć o milionach; sucha jego osóbka stała się niemą, nie wyrażała już nic prócz woli, prócz tej jedynej idée fixe, pieszczonej o każdej dnia porze. Kiedy biegł z ulicy Saint-Jacques do ratusza, przydeptane jego obcasy cierpko dzwoniły o bruk uliczny, i opinał się ciaśniej w wytarty paltot jak w schronienie nienawiści, gdy równocześnie jego mordka kuny węszyła dokoła powietrze ulic. Kańciasty prototyp biedy zazdroszczącej, który się często napotyka na paryzkim bruku, noszący się z planami zrobienia majątku i marzeniem nasycenia się raz wreszcie.
Na początku 1853 r. postąpił o jeden stopień w hierarchii biura nadzorczego. Otrzymywał teraz