Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/438

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pojedziemy do Włoch. To mi pomoże na piersi. Ja jestem bardzo chora... Ach, mój biedny Maksymie, będziesz pan miał wcale nieciekawą żonę! Nie jestem ja grubsza jak kawałek masła za dwa sous.
Uśmiechała się z lekkim odcieniem smutku, w tym swoim swywolnym kostiumie pazia. Suchy kaszel napędził jej na twarz rumieniec.
— To ten nugat — ozwała się — w domu nie pozwalają mi go jeść nigdy... Podaj mi pan talerz, napakuję sobie wszystkie kieszenie.
I wypróżniała talerz właśnie w chwili, kiedy weszła Renata. Przystąpiła wprost do Maksyma, zadając, sobie gwałt niesłychany, żeby nie zakląć, żeby nie obić tego „garbusa“, którego zastała przy stole z swoim kochankiem.
— Mam z tobą pomówić — wybąknęła głuchym głosem.
Wahał się, przejęty trwogą, lękając się tego sam na sam.
— Z tobą samym tylko, natychmiast — powtórzyła Renata.
— Idźże przecież, panie Maksymie — wymówiła Ludwika z szczególniejszem swojem nieokreślonem spojrzeniem. — Może zechcesz zarazem odszukać mego ojca. Zawierusza mi się gdzieś zawsze na każdym wieczorze.
Podniósł się, próbował zatrzymać młodą kobietę na środku sali jadalnej, pytając co tak pilnego