Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niejakiego doświadczenia... Panowie podejmijcie się dostawy wina a ja postaram się o mięso.
Prefekt upatrzył sobie pieczeń baranią: Wyciągnął rękę w dobrą chwilę, kiedy się nieco rozsunęły ramiona i uniósł ją spokojnie, naładowawszy sobie poprzednio kieszenie bułkami. Przedsiębiorcy powrócili znów ze swej wyprawy, Mignon z jedną, Charrier z dwoma butelkami szampana pod pachą; ale nie mogli zdobyć więcej nad dwa kieliszki; powiedzieli wszakże, że to nic nie szkodzi, że będą pić z jednego. I panowie ci zabrali się do kolacyi na rogu żardiniery, gdzieś w kącie. Nie zdejmowali nawet rękawiczek, kładli sobie plastry baraniny na bułki a butelki trzymali wciąż pod pachą, z obawy aby im z kolei nie zabrano zdobyczy. Stojąc, rozmawiali z pełnemi ustami, pochyleni, z brodami zagłębionemi w kamizelki, aby sos spadał na dywan.
Charrier, skończywszy swoją butelkę a widząc że pozostały mu jeszcze bułki, poprosił któregoś z lokajów o kieliszek wina.
— Trzeba czekać, panie! — odpowiedział z gniewem służący, oszołomiony, który formalnie stracił już głowę tak dalece, że zapomniał, iż nie znajduje się w czeladniej izbie. — Wypito już trzysta butelek!...
Jednakże odgłos orkiestry coraz wyraźniej dobiegał tu od chwili do chwili, niby nagły powiew. Tańczono polkę „Pocałunków“, słynną na balach publicznych, której rytm każdy tancerz miał zaznaczyć pocałowaniem tancerki. Pani d’Espanet