Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dźwięk jego głosu zadziwił kobietę. Popatrzała na niego, on zaś, jak gdyby broniąc się, dodał:
— Oh, ja nic nie wiem... Mówię tylko, że mój ojciec jest bardzo zręcznym człowiekiem.
— Źle bardzo czyniłbyś wyrażając się o nim niekorzystnie — odparła. — Ty go sądzisz niezawodnie bezpodstawnie... Gdybym ci opowiedziała wszystkie jego kłopoty, gdybym ci powtórzyła to, z czego dziś wieczorem jeszcze zwierzał się przedemną, zobaczyłbyś jak bardzo mylą się ci, co sobie wyobrażają, że mu na pieniądzach zależy...
Maksym nie mógł się powstrzymać od wzruszenia ramionami. Przerwał swej macosze ironicznym śmiechem.
— Daj pokój, ja go znam, znam go aż nadto dobrze... Musiał ci naopowiadać najcudowniejszych rzeczy. Opowiedzże mi te cuda.
Ten ton drwiący uraził ją. Tem goręcej przeto poczęła głosić pochwały nieobecnego; podniosła swego męża na piedestał wielkości, mówiła o tej sprawie Charonny, tej spekulacyi, z której nic zgoła niezrozumiała, jak o katastrofie, która jej wykazała dopiero całą inteligencyę i dobroć Saccarda. Dodała, że jutro podpisze akt cesyi i że jeśli istotnie to jest klęską, przyjmie z poddaniem tę klęskę jako karę za swoje winy. Maksym pozwolił jej się wygadać do końca, śmiejąc się tylko czasami szyderczo, patrząc na nią z pod oka; potem rzekł półgłosem:
— Tak, to to. To to, nic innego...