Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko wina, żem był grubiański. Gdybyś mi była powiedziała, że to ojciec, byłbym poszedł najspokojniej w świecie, pojmujesz? Ja, nie mam przecież prawa... Ale ty im wymieniasz pana de Saffré!
Łkała, zakrywszy twarz dłońmi. Zbliżył się, ukląkł przed nią i odsunął jej ręce siłą z twarzy.
— No, powiedzże mi proszę, dla czego to wymieniłaś mi pana de Saffré!
Wtedy odwracając głowę, odpowiedziała wśród łez cichym głosem:
— Myślałam, że porzuciłbyś mnie, gdybyś wiedział, że twój ojciec...
Podniósł się, wziął napowrót cygaro, które położył był na rogu kominka i mruknął tylko:
— Jakaś ty zabawna, wiesz!...
Nie płakała już. Płomień kominka i ogień płonący na twarzy osuszały jej łzy. Wobec zdziwienia, którem przejmował ją spokój Maksyma tam, gdzie jak ona sądziła, zgnębiony będzie tem odkryciem — zapomniała o własnym wstydzie. Patrzała na niego jak we śnie kiedy chodził, słuchała, co mówił. Powtarzał jej, nie porzucając cygara, że była nierozsądną, że przecież rzecz to naturalna, iż musiała mieć stosunki z mężem, że przecież jemu na myśl nie przyszłoby gniewać się o to. Ale przyznawać się do innego kochanka, kiedy to nie było prawdą!..
I powracał wciąż do tego faktu, którego nie mógł pojąć i który wydał mu się w samej rzeczy potwornym, mówił o „szalonej wyobraźni“ kobiet.