Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakto, chyba przecie umizgał się do ciebie kiedy?
— Ale, on ani patrzy na kobiety. Zresztą, my go rzadko nawet widujemy... On zawsze jest albo u pana, albo w stajniach... Powiada, że nadzwyczaj lubi konie.
Renatę drażniła ta uczciwość, nastawała, pragnęła dowiedzieć się czegoś, coby jej dawało prawo gardzenia swoją służbą. Jakkolwiek polubiła bardzo Celestynę, rada byłaby, gdyby jej powiedziano, że ma kochanków.
— Ale ty, Celestyno, czy nie uważasz, że Baptysta jest pięknym mężczyzną?
— Ja, proszę pani! — zawołała pokojowa, z miną osoby, która posłyszała rzecz zdumiewającą — och! mnie tam wcale co innego w głowie. A mnie co po mężczyźnie! Ja mam swój plan, pani zobaczy później. Ja nie taka głupia, jak może pani myśli...
Renata nie mogła z niej wyciągnąć już ani słówka objaśnienia. Kłopoty jej zresztą wzrastały, usuwając na dalszy plan wszystko inne. Życie jej rozproszone, wrzawliwe, szalone wybryki napotykały na liczne trudności, które trzeba było usuwać a o które przychodziło jej się czasami ranić. Takto naprzykład Mareuil i Ludwika stanęli pewnego dnia między nią a Maksymem. Nie była zazdrosną o „garbuska“, jak ją nazywała wzgardliwie; wiedziała, że ta skazaną była oddawna przez lekarzy i nie mogła uwierzyć, aby Maksym kiedykolwiek zaślubić miał takie brzydactwo, cho-