Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I wyszeptał bezdźwięcznym głosem:

Zaledwie minęliśmy bram Treceny,
„On był na swoim wozie...

Ale, kiedy mówił stary, Renata nie patrzyła już, już nie słuchała. Oślepiał ją blask żyrandolu, dławiące gorąco biegło do niej z tych wszystkich bladych twarzy, zwróconych ku scenie. Monolog ciągnął się dalej, nieskończony. Ona myślą była w oranżeryi, pod rozżarzonemi liśćmi zwrotnikowych roślin i w tym śnie na jawie widziała męża, jak wchodzi i zastaje ją w objęciach swego syna. Cierpiała straszliwie, traciła przytomność, kiedy ostatnie śmiertelne chrapanie Fedry skruszonej i konającej w konwulsyach trucizny, znagliło ją znowu do otwarcia oczu. Kurtyna opadła. Czy też kiedyś będzie mieć odwagę zakończenia życia trucizną? Jakimż jej dramat był nędznym, maluczkim i haniebnym, zestawiony z tą epopeją starożytną! I podczas, gdy Maksym zawiązywał jej pod brodą kapturek, ubierając do wyjścia, ona słyszała jeszcze wciąż po za sobą ten ostry, twardy głos Ristori, któremu odpowiadał uprzejmy poszept Oenony.
W karecie młody człowiek mówił sam jeden, uważał tragedyę wogóle za rzecz „fatalnie nudną“ i przenosił zawsze nad nią farsy. Jednakowoż „Fedra“ wyjątkowo była „znośna“, zajęła go, bo... I uścisnął rękę Renaty, aby uzupełnić swe zdanie. Potem przeszła mu myśl przez głowę i uległ ochocie powiedzenia żartu.