Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Żądza określona, ujęta już i piekąca, która zapłonęła w sercu Renaty pośród odurzających woni cieplarni, w chwili, kiedy Maksym z Ludwiką zaśmiewali się na kozetce złoto-żółtego saloniku, zdało się, że się rozwiała, jak widmo senne, po którem nie pozostaje nic, prócz lekkiego dreszczu. Młoda kobieta przez noc całą czuła na ustach gorycz tanghinu; czując tę gorycz palącą liścia przeklętej rośliny, doznawała takiego złudzenia, jakgdyby usta płomienne położyły się na jej ustach i tchnieniem swem wszczepiały jej jakąś straszną, pożerającą miłość. Potem usta te usuwały się i sen jej tonął w wielkich falach cieni, osuwających się na nią.
Nad ranem zasnęła cokolwiek. Kiedy się przebudziła, była pewną, że to choroba. Kazała szczelnie zapuścić firanki, mówiła coś swemu lekarzowi o mdłościach i bólu głowy, stanowczo odmówiła wyjścia i leżała przez dwa dni. A ponieważ, jak twierdziła, wiecznie była w oblężeniu, zakazała wpuszczać kogokolwiekbądź do siebie. Maksym daremnie pukał do drzwi jej kilkakrotnie. Nie sy-