Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czy, trudnych do wypowiedzenia i których nie opowiada się zazwyczaj. Ta radość, jakiej doznają dzieci, mówiąc pocichutku o rzeczach wzbronionych; ten urok, jaki leży dla młodego mężczyzny i młodej kobiety w takiem zstępowaniu razem w głębiny grzechu, w słowach tylko, wciąż naprowadzał ich na tematy drastyczne. Rozkoszowali się głęboko tą przyjemnością, której sobie nie wyrzucali, której kosztowali rozparci wygodnie na miękich poduszkach powozu, jak dwaj koledzy, co przypominają sobie pierwsze swe wybryki. W końcu fanfaronowali już oboje, mówiąc bez porównania gorsze rzeczy o sobie, niż to wszystko, co popełnili. Renata przyznała się, że na pensyi małe dziewczątka były okropnie rozpustne. Maksym, chcąc przytoczyć coś większego jeszcze, odważył się na opowiadania o niektórych zdrożnościach swych kolegów z Plassans, przesadzając wszystko.
— Ach! nie, ja nie mogę powiedzieć... szeptała Renata.
Potem nachylała się do jego ucha, jak gdyby tylko dźwięk własnego głosu mógł jej sprowadzić na twarz rumieniec i powierzała mu jedną z tych historyjek klasztornych, które się powtarzają w sprosnych piosenkach. On znów miał zbyt obfitą kolekcyę tego rodzaju anegdotek, aby miało mu ich zbraknąć. Nucił jej półgłosem w ucho kuplety wielce niesmaczne. I potrosze tak dochodzili do dziwnego błogostanu, ukołysani wszystkiemi temi myślami cielesnemi, których dotknęli w swej roz-