w głębi czarnego i wilgotnego podwórza w dole ulicy Saint-Jacques. Duma jego i chciwość wrodzona cierpiały tu strasznie. Znajdował się na tym samym właśnie punkcie, na którym był Saccard przed ożenieniem; wymyślił i on, jak mówił, „maszynę wyrabiającą franki“, brak mu tylko było pierwszych funduszów, aby z wynalazku swego wyciągnąć mógł korzyść.
Teraz porozumiał się półsłówkami wybornie z dawnym swym biurowym kolegą i pracował tak dobrze, że niebawem pozyskał dom ów dla spólnika za cenę stu piędziesięciu tysięcy franków. Renata, po upływie kilku miesięcy gwałtownie już potrzebowała pieniędzy. Mąż dopomógł jej w tym kłopocie o tyle tylko, że dał jej potrzebne do sprzedaży upoważnienie.
Skoro targ został ukończony, poprosiła go, aby w jej imieniu umieścił sto tysięcy, które mu oddała z całem zaufaniem prawdopodobnie, aby go tym dowodem ufności wzruszyć, rozbroić i zamknąć mu oczy na pozostałe piędziesiąt tysięcy franków, które zachowała u siebie. Uśmiechnął się przebiegle; wchodziło to w jego rachubę, aby żona wyrzucała przez okna pieniądze; te piędziesiąt tysięcy, które miały zniknąć na koronki i biżuterye miały przynieść jemu sto za sto. Tak daleko nawet posunął swą rzetelność, na skutek zadowolenia z tego pierwszego interesu, że istotnie umieścił stotysięcy Renaty i oddał jej tytuły renty. Żona nie mogła ich sprzedać, pewien był, że je zastanie w gniazdeczku, gdyby ich miał zapotrzebować.
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/132
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.