Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, nie.. Ale niech pan przyjdzie, jeśli pan chce widzieć wykonanie.
Odszedł, uszczęśliwiony z pozwolenia powrotu, zrozpaczony jej chłodem. Nie kocha go, nigdy nie pokocha, to fakt! A więc poco ma powracać? Nazajutrz i dni następnych powrócił jednak do małego domku przy ulicy Złotników, Godziny, spędzone bez Anielki, pełne były niepokoju i walk wewnętrznych. Przy niej tylko uspokajał się, jej obecność była mu teraz niezbędnie potrzebna. Codzień przychodził i siadał obok krosien. Zachwycony, wpatrywał się w jej delikatny profil, otoczony aureolą jasnych włosów i w smukłe zgrabne paluszki, wyciągające długie igły. Pełna prostoty, traktowała go teraz, jak towarzysza pracy, ale on czuł między nimi coś niedopowiedzianego, co trwogą przejmowało jego serce. Podniosła główkę z uśmiechem, w którym malowało się pytanie i niecierpliwość. Nie rozumiał jej i lękał się. Anielka wtedy znowu stawała się chłodną i nieprzeniknioną.
Ale Felicjan znalazł sposób zainteresowania jej rozmową. Mówił o sztuce hafciarskiej, o dawnych arcydziełach, zachowanych w skarbcu katedry, lub odtworzonych w książkach: o cudnym płaszczu Karola Wielkiego z czerwonej materji, haftowanej w wielkie orły z rozpostartemi do lotu skrzydłami; o bajecznej, najpiękniejszej w świecie dalmatyce, na której wszystkie postacie Sądu Ostatecznego wyszyte są cieniowanem złotem i srebrem; o złotolitej tkaninie, na której jaśnieją wyhaftowane postacie: Jezusa, Matki Boskiej, Abrahama, Dawida i Salomona. Wspominał o wielu bajecznych ornatach: o ornacie, gdzie Chrystus na krzyżu zdumiewa oko niezwykłym artyzmem wykonania; o ornacie, przedstawiającym Matkę Boską z Dzieciątkiem na ręku; o bogactwie haftu, dziś już