Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Anielka przyglądała się rysunkowi, wzruszona. Nie chciała przyjąć tej roboty, broniła się pokusie. Czuła, że to podstęp ze strony Felicjana, by się zbliżyć do niej. Stanęło przed nią dawne marzenie: królewicz, przebrany za robotnika.
— Nie — powtórzyła jeszcze raz, — nie zdążymy.
Nie podnosząc oczu, mówiła, jakby do siebie:
— Świętą trzeba zrobić wypukłym cieniowanym haftem.
— Właśnie słyszałem, że pani odnalazła tajemnicę tego starego haftu. Widziałem w zakrystji kapę, haftowaną w taki sposób.
— Tak, tak, kapa z XV w. Wyszywała ją jedna z moich prababek. Cieniowane złoto, to najpiękniejsza hafciarska robota, niestety, od dwustu lat zupełnie zarzucona, gdyż trzeba było do niej prawdziwych artystów. Jeśli moja córka odmówi, to już nikt się nie podejmie tego haftu, ona jedynie potrafi to wykonać.
Hubertyna spoważniała od czasu, jak mówiono o cieniowanem złocie.
— W dwadzieścia dni, to niemożliwe! — powiedziała z przekonaniem.
Anielka przyglądała się świętej i zauważyła teraz z radością, że Agnieszka z rysunku była do niej podobna. Więc myślał wciąż o niej, stała przed jego oczami, gdy rysował! Podniosła oczy i przeczytała na jego twarzy tak gorące błaganie, że uległa. Ale z kokieterją, właściwą nawet nieświadomej dzieweczce, spróbowała podrożyć się trochę.
— Niemożliwe — powiedziała, oddając rysunek, — nie mogę się tego podjąć.
Felicjan zadrżał, zrozpaczony. Nie chciała go widocznie, nie kochała go! Odchodząc już, powiedział do Huberta: