Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piękna, że król może się w niej zakochać. Wszystko się zdarza.
Hubertyna podniosła na niego smutne spojrzenie.
— Ty chyba najlepiej wiesz, jak drogo kosztuje, gdy się idzie za popędem serca.
Zbładł i duże łzy ukazały się w jego oczach. Hubertyna natychmiast pożałowała swych słów. Wstała i wzięła go za ręce. Ale Hubert odsunął się od niej i mówił ze smutkiem:
— Tak, Anielko, nie miałem racji, trzeba matki słuchać. Ona jest rozsądna, a my dwoje szaleńców. Mówiliśmy głupstwa...
Zbyt wzruszony, by wrócić do poprzedniej pracy, podszedł do szafy, wyjął klej, i pendzelkiem pociągnął po lewej stronie wyhaftowanej już chorągwi, rozpiętej na wielkich krosnach. Usta mu drżały, milczał...
Anielka zamilkła posłusznie, ale widać było, że marzenie pochłania ją; usta miała otwarte, a w oczach odbijała się świetlana wizja wyśnionych cudów. Haftowała z zapałem. Łodyga lilji występowała teraz jak promień słoneczny, a wąskie i długie liście, wyszywane blaszkami, opadały wokoło, niby kaskada gwiazd. Litery Marji we środku ornatu lśniły, otoczone aureolą złotych promieni. Róże kwitły jak żywe. Ornat jaśniał przecudnie, osypany złotem.
Po chwili milczenia, Anielka podniosła głowę i spojrzała na Hubertynę z żartobliwym uśmiechem:
— Czekam na niego, on przyjdzie! — powtórzyła.
Fantazja unosiła ją. Wierzyła w swoje marzenie. Nic nie mogło zachwiać jej przekonania.
— Mówiłam ci, mateczko, że to się zdarza.
Hubertyna chciała w żart obrócić rozmowę,.
— Nie wiedziałam, że chcesz pójść zamąż. Twoje święte, któremi się tak zachwycasz, nie wycho-