Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyrzeczenie, że nie zobaczy się z Anielką, dopóki nie otrzyma pozwolenia ojca. Było to właściwie pożegnanie, gdyż wiedziała, że ich małżeństwo nie może dojść do skutku.
Pokazała mu całą ohydę jego postępowania: kompromitował młodą dziewczynę bez możności poślubienia jej. Wykrzyknął, że prędzej umrze z tęsknoty, niż popełni nieuczciwość. Tego samego wieczora opowiedział ojcu o swej miłości.
— I co, mateczko?
— Widzisz, kochanie, będę mówić z tobą bez ogródek. Twoja siła woli wzrusza mnie, kochana moja, jesteś dzielna i wesoła wtedy, gdy serce ci pęka... Ale musisz mieć dużo odwagi, bardzo dużo... Spotkałam dziś księdza Cornille. Wszystko skończone. Jego Eminencja nie pozwala.
Oczekiwała wybuchu łez, ale Anielka, spokojna, choć blada, usiadła na swojem miejscu. Jasna lampa oświetlała dębowy stół i wielką starożytną kuchnię. Panowała cisza, dolatywało tylko lekkie syczenie wody w garnku.
— Nic nie jest skończone, mateczko. Opowiedz mi, ja mam prawo wiedzieć o wszystkiem, to są moje sprawy.
Uważnie słuchała opowiadania Hubertyny, która jednakże omijała niektóre szczegóły, niezrozumiałe dla nieznającej życia dzieweczki.
Jego Eminencja żył w ciągłym niepokoju od czasu, gdy przywołał do siebie syna. Nie widział go lat dwadzieścia, a teraz chłopiec stanął przed nim w pełni młodości, urody i siły, żywy portret tej, którą opłakiwał od lat. Niechęć do dziecka, które było przyczyną śmierci matki i to długie oddalenie go, było koniecznością. Teraz odczuł to i żałował, że go do siebie zawezwał. Dwadzieścia lat modlitw nie zabiło awanturniczego ducha. Widok