Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/953

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Prawie równocześnie z jej przybyciem do Nevers zgłaszały się coraz liczniejsze osoby, pragnące obcować chociażby na chwilę z Bernadettą, mającą sławę świętości. Zobaczyć ją, dotknąć, uszczęśliwić się patrzeniem na te wybrankę Przenajświętszej Panny, otrzeć o jej suknię, noszone na szyi święte medaliki; pragnienia podobne prześladowały i tutaj chcącą się od nich ustrzedz Bernadettę! Lecz próżne były jej usiłowania. Ścigano ją z bałwochwalczą wiarą fetyszystów, chciano w niej widzieć bóstwo mogące ożywić nadzieje dusz pobożnych spragnionych iluzyi. Płakała nad tem przeznaczeniem losu swojego, płakała ze zmęczenia a czasami, zniecierpliwiona, mówiła: „Czegóż ci ludzie chcą odemnie?... Dlaczegóż mnie mordują... w czemże jestem od innych odmienna?“... a czasami znów ze smutnym uśmiechem nazywała się „zwierzęciem w klatce“ wzbudzającem ciekawość. O ile mogła, broniła się od widzenia z ludźmi, zakonnice również ją zasłaniały o ile tylko mogły, pokazując Bernadettę tylko osobom mającym wyraźne upoważnienie biskupa. To obostrzenie zmniejszyło znacznie liczbę odwiedzających, prawie jedynie tylko księża mieli teraz wolny wstęp do owego klasztoru. Lecz Bernadetta i tych wizyt się lękała i wymawiała się zmęczeniem; rzeczywiście czuła się ona zmęczoną na samą myśl, iż znów opowiadać będzie zmuszoną dzieje swego życia i słuchać wiecznie jednakich zapytań swoich