Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/929

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marzenia Piotra tak silnie zajęły wszystkie jego władze, iż widział się ożenionym z ukochaną a radość ztąd doznana zbudziła go nagle i zapytał się wtedy z żalem, dlaczego tak być nie może?... Wszak Marya jest nieświadomą jak mała dziesięcioletnia dziewczynka, dlaczegóż nie miałby się on zająć ukształtowaniem jej duszy?... Obecnie wierzy ona, iż odzyskała zdrowie z łaski Przenajświętszej Panny, on jej wytłomaczy i ona zrozumie, że uleczoną została dzięki jedynej i wszechpotężnej Matce, niewzruszenie pogodnej Naturze.
Lecz w miarę jak te marzenia Piotra przybierały coraz wyraźniejsze zarysy, budzić się w nim zaczęła trwoga, biorąca początek w jego pierwotnie religijnych pojęciach. To szczęście ludziom przystępne, którem pragnął Maryę napoić, czyż może jej ono zastąpić dobro, jakie teraz ona posiada, żyjąc z dziecięcą naiwnością w wierze świętej nieświadomości? Jakże straszne miałby wyrzuty, gdyby ona uznała się nieszczęśliwą! A jakiż dramat musiałby przeżyć ze swem sumieniem przed stanowczą decyzyą zrzucenia sutanny i poślubienia tej dziewczyny wczoraj cudem w Lourdes przywróconej do zdrowia! Ile spustoszenia musiałby przedtem uczynić w jej duszy! Wszak dzisiaj ona czyn podobny nazwałaby świętokradztwem. A jednak jedyna to była droga wiodąca do życia, czyniąca go