Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/825

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się zdawały ognie, bezustannie gorejących tam gromnic.
Oświadczyła stanowczo, iż nie chce, aby zatrzymywano powóz. Mniejsza z tem, że mniej zobaczy miasta, byle tylko mogła chodzić, chodzić na własnych nogach, wsparta na ramieniu swego ojca. A skoro Piotr załatwił się z woźnicą, Marya skierowała ich przechadzkę ku ogrodom ciągnącym się wzdłuż Esplandy; uszczęśliwiona, szła drobnemi krokami, rozkoszując się pięknością trawników, kwiecistych klombów, drzew wielkich i cienistych. Jakże tu było miło, świeżo, jakże piękną jest trawa, liście, cieniste aleje, cisza i samotność tych ogrodów, ożywionych dolatującym szumem wód, wartko płynącej Gawy. Zapragnęła potem wrócić do miasta, chodzić pośród tłumu, posłyszeć gwar ludzi i życia, do którego teraz dopiero zaczynała należeć.
Kiedy weszli na ulicę Saint-Joseph, Piotr zaproponował obejrzenie panoramy, przedstawiącej skałę Massabielle i dawną grotę, w dniu, gdy Bernadetta przed nią klęcząca i zamodlona, doznała cudu: nie parząc sobie ręki, wyciągniętej po nad płomieniem gromnicy. Marya przyjęła propozycyę Piotra z dziecinną radością. Pan de Guersaint również się ucieszył, zwłaszcza gdy spostrzegł, że między tłumem cisnących się z z nimi osób w wązkim korytarzu, wiodącym do właściwej sali, znajdowało się sporo pątników poznających w Maryi, ową cudem wczorajszym