Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z rąk chorego swego biedactwa, przechadzała się wolnym krokiem. Usiłowała ona zdobyć się na uśmiech i zabawić Różę, pokazując jej jaskrawe obrazki z ogłoszeniami porozlepianemi pod werendą dworca. Dziecko patrzało, nie widząc, z twarzyczką smutną i poważną.
Piotr torował sobie drogę z niesłychaną trudnością, tak wielki był ścisk i zamęt wzdłuż wagonów pociągu. Trudno sobie wyobrazić, żywe fale potoku ludzkich jednostek tutaj zebranych i kołyszących się bezładnie w tym lub owym kierunku. Pociąg wyrzucił ze swego wnętrza blizko tysiąc chorych i zdrowych a ludzie ci pędzili, rzucali się, kręcili i dusili w wytwarzanym przez siebie zamęcie. Każdy wagon wyłonił teraz z siebie część nędzy ludzkiej, którą w sobie zamykał, jak sala szpitalna na raz z chorych wypróżniona. Teraz dopiero można było zdać sobie sprawę, jaki ogrom kalectwa, niedołęztwa; choroby, przewoził „biały pociąg“, o którym tworzyła się i wciąż rosła pełna grozy legenda. Słabi i ułomni wlekli się o własnych siłach, innych niesiono a wielu pozostawało nieruchomie rzuconych i gromadą zawalających miejsce przechodniom, rwącym się gorączkowo i gwałtownie do bufetu. Nawoływano się, śpieszono jakby bezprzytomnie a jednak każdy miał cel, ku któremu podążał z obawą opóźnienia. Tak krótko zatrzymywał się pociąg! Pół godziny tylko! I miała to być jedyna chwila wy-