Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/797

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I mówiąc to pociągała za sobą siostrę Hyacyntę, by ukryć się w sąsiednim pokoju.
Prawie równocześnie wbiegł do pokoju pan de Guersaint, Piotr bowiem uchylił był naprzód drzwi korytarza, chcąc go coprędzej powitać; ściskając rękę Piotra pan de Guersaint mówił:
— Nareszcie jestem... Musiałeś się niepokoić... boć wczoraj o czwartej miałem być z powrotem!.. Ale nie możesz sobie wyobrazić awantur, jakie nas spotkały w drodze; jadąc tam, złamało się koło u powozu a wczoraj nad wieczorem, gdyśmy się gotowali do powrotu, rozszalała tak gwałtowna burza, iż musieliśmy się zatrzymać nie wiele ujechawszy... spędziliśmy noc w wiosce Saint-Sauveur... nędzny był to nocleg... nie zmrużyłem nawet oka...
Zatrzymał się, a po chwili spytał:
— A ty, Piotrze, cóż u ciebie słychać?
— Tak samo nie spałem noc całą, taki był hałas w naszym hotelu.
Lecz pan de Guersaint nie dozwolił mu dłużej mówić i rozpoczął na nowo:
— Wycieczka moja była urocza... Trudno sobie wyobrazić coś tak pięknego... będę musiał opowiedzieć ci ją szczegółowo... Za towarzyszów, wiesz, że miałem trzech księży... niezmiernie mili ludzie... Nie spotkałem w mojem życiu równie przyjemnego człowieka, jak ksiądz des Hermoises... Naśmieliśmy się, nabawili wspólnie...
Znów urwał, a po chwili: