własnych, których tykał niechętnie. Czytał więc historyę rozwoju swojej chciwości, gniew swój, iż miał dziecko niedołężne i na śmierć skazane, swoje obawy co do majątku pani Chaise, który mógł dostać się w inne ręce, skutkiem wątłego zdrowia tegoż dziecka, mogącego umrzeć przed bogatą ciotką; tak, Gustaw wiedział jak on gorąco pragnął śmierci tej kobiety, z jakiem wyczekiwaniem drżał o dziedziczenie po niej spadku! Była to dla niego podniecająca gra, trwać mająca już tylko pewną ilość dni; rozstrzygnąć ją miała śmierć jednego z tych dwojga skazanych. Byle ona zmarła przed Gustawem, już potem łatwiej zniesie śmierć syna, bo czekać go będzie starość, uweselona dostatkiem, starość długa i szczęśliwa. Straszne te rzeczy stały jakby wyryte w przenikliwych oczach chłopca; patrzał wciąż na ojca z uśmiechem i oczyma wymieniali swe myśli tak dobitnie i wyraźnie, że przez chwilę zdawało się im, iż słyszą swe wzajemne myśli, głośno przez kogoś wypowiadane.
Gwałtownie wzruszony, pan Vigneron zaczął energicznie przeczyć:
— Co też ty mówisz, moje dziecko! Powiadasz rzeczy, o których nic wiedzieć nie możesz! Po co masz umierać?!.. Niedorzecznie robisz, nabijając sobie głowo podobnemi myślami!
Pani Vigneron odezwała się, płacząc:
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/782
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.