Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/765

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się tutaj modlić i rozmyślać, jak to czynili przed grotą.
Nagle wielką litością ogarnięty, doktór Chassaigne ukazał Piotrowi ręką sklepienie krypty ponad grobowcem. Wilgoć wystąpiła tutaj ciemno zielonawą plamą a Piotr, przypomniawszy sobie wielką kałużę wody, zlewającej się w górnym kościele w okolicy chóru, zrozumiał, iż przecieka ona aż tutaj, zwolna rozsadzając mury sklepienia. W czasie ulewy i słotnej zimowej pory, musiało tu ściekać prawdziwe źródło. Podeszli obadwaj bliżej w tę stronę grobowca i ze ściśnionem sercem dostrzegli, iż grube krople wody kapią regularnie i rytmicznie na marmurową płytę, pokrywającą wierzch pomnika.
Doktór nie mógł powstrzymać jęku żałości.
— Zawali się tu wszystko na niego, zawali się i zgniecie nawet w grobie jeszcze!
Piotr nic nie odrzekł, lecz ogarnął go trwożny lęk, jakby na widok świętokradztwa. Postać zmarłego proboszcza przybierała w jego wyobraźni tragiczne rysy. Więc wichry, wyjące przez wybite szyby i deszcze przedostające się przez mury sklepienia, spiskują na niego tak, jak spiskowali ludzie?.. Zmarły, spoczywający w bogatym marmurowym nagrobku, pośród gruzów i walących się murów, przybierał w oczach jego rozmiary olbrzyma. Był on stróżem pustkowia tej ruiny, nawiedzanej przez słoty i dzikie nocne ptactwo. Spoczywał w pośród ukochanego przez siebie