Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/738

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pod pozorem, że musi wyjść z domu, wikaryusz pożegnał się pośpiesznie, a zamykając drzwi za sobą, rzekł do doktora Chassaigae:
— Zostańcie tu panowie tak długo jak się wam podoba. Nie przeszkadzacie mi w niczem, możecie się więc nie śpieszyć.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za wikaryuszem a doktór pozostał sam na sam z Piotrem, pochwycił obydwie jego dłonie i z serdecznem wzruszeniem począł mówić:
— Zrobiłeś mi wielką, wielką przyjemność. Wypowiedziałeś mu to, co czuję w głębi mego serca!... Miałem ja tę myśl przynosić tutaj wiązankę świeżych róż każdego ranka. Chciałem kazać wyczyścić izbę i kłaść przed kominem pęk róż: wiesz jak miłą chowam pamięć dla Bernadetty, zdawało mi się, iż najlepiej ją uczczę różami; wdzięk ich oraz zapach, przypominają całość szczegółów z jej życia... A dlaczego nie wprowadziłem w wykonanie mej myśli?... dlaczego?...
To mówiąc, machnął rękoma jak człowiek do wszystkiego zniechęcony:
— Zabrakło mi odwagi.. Tak, nikt bowiem dotychczas nie ośmielił się jawnie wystąpić przeciwko ojcom, trzymającym grotę w swojej władzy... Każdy się waha, ociąga, nikt nie chce stać się powodem niepokoju i mogących wyniknąć zamieszek religijnych. Sprawa taka narobiłaby