Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/596

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam cię, moja siostro. Ale byłem i jestem niedowiarkiem.
Ona również z uśmiechem spojrzała na niego łagodnie i pobłażliwie, jak dobra i wierna przyjaciółka, która potrafi być wyrozumiałą względem swych blizkich.
— O nie gniewam się! Znam pana dobrze, więc wiem dokładnie, że chociaż nie jesteś wierzącym, jesteś w zamian poczciwym i zacnym człowiekiem... My mamy do czynienia z tylu i tak różnymi ludźmi, że nie gorszymy się nierozważnie wyrzeczonemi słowy; za wiele zabiera to czasu.
Na górze, w sali świętej Honoraty, zastali panią Vêtu jęczącą w straszliwych męczarniach. Pani de Jonquière i pani Desagneaux pobladły z przerażenia, tak strasznym się im wydawał ten jęk bezustanny. Rozpytywały się doktora, jak znajduje stan chorej?... wzruszył lekko ramionami i rzekł z prostotą: że jest stracona, żyć może co najwyżej parę godzin, prawdopodobnie zaś skona znacznie prędzej. Zaradzić złemu było niepodobna; mógł co najwyżej dać jej lekarstwo uspakajające, które działając odurzająco, zmniejszy nieco przedśmiertne jej bóle. Chora patrzała na niego, była bowiem zupełnie przytomna, z posłuszeństwem przyjmowała dawane lekarstwa. Tak jak inni chorzy, pragnęła ona przedewszystkiem módz być zaniesioną do groty.