Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/567

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jawie, potężną, wyrosłą z ziemi katedrę, jaśniejącą w słonecznych promieniach, z dzwonnicą niebotyczną i drgającą rozkołysaniem dźwięcznych swych dzwonów. Wymarzony ten boski przybytek będzie dziełem jego własnem, jego aktem wiary i miłości; on będzie tym tryumfującym prałatem świątyni, wzniesionej z bożego rozkazu; wyzuto go teraz i wywłaszczono z posiadania groty, lecz on, wraz z żyjącem w jego sercu wspomnieniem Bernadetty, oprzeć się może zaborcom, oprzeć się ich zabiegom i powstrzymać ich w dalszym podboju. W smutku swoim i goryczy, którą odczuwał, ten nowo wznieść się mający kościół parafialny stał się jego celem upragnionym, jego zemstą a zarazem chwałą. Urzeczywistnieniu jego budowy oddał się gorączkowo, kojąc w pracy ból swego serca, jątrzącego się tak bolesnemi ranami, iż poprzestał nawet uczęszczać do groty.
Siłą swej woli i szczerością swego entuzyazmu, potrafił on rozpłomienić swoich parafian. Stara mieścina, widząc swego proboszcza walczącego o własne jej dobro, złączyła się z nim tem goręcej, iż rozeszła się groźba, że wszystkie pieniądze, nadsyłane ze świata całego, nie do parafii, lecz do groty będą należały. Z goryczą spoglądano na nowo budujące się miasto w pobliżu groty, po nad którą rozpoczęto wznosić bazylikę. Wobec niebezpieczeństwa grożącego staremu Lourdes, rada miejska uchwaliła dać sto