Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/551

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie może. Niejednokrotnie zastanawiałem się nad tem wszystkiem i śmiało mogę ci zaręczyć, że nie spotkałem szczerszej i milszej istoty jak Bernadetta.
Idąc zwolna rytmicznym krokiem po pięknej, słonecznej drodze, owianej miłym chłodem poranku, doktór opowiedział szczegóły swych odwiedzin. Bernadetta miała podówczas lat dwadzieścia; sześć lat już minęło od czasu, jak miewała widzenia w grocie nad Gawą. Zadziwiła go swą prostotą i rozsądkiem, co łączyło się u niej z wielką skromnością. Zakonnice nauczyły ją czytać i zatrzymywały przy sobie w szpitalu, chcąc ją uchronić od natrętnej ciekawości publicznej. Pomagała im w zajęciach, ale często bywała chorą, tygodniami całemi nie mogąc wstać z łóżka. Oczy miała nadzwyczajnej piękności, czyste, naiwne i szczere. Twarz jej nie odznaczała się niczem szczególnem, cerę tracić już poczęła i rysy jej zgrubiały; w ogóle postać Bernadetty nie wyróżniała jej w niczem od innych dziewcząt służebnych; była mała, nikła i nic przez się niemówiąca. Pozostała bardzo pobożną, lecz doktór nie znajdował w niej egzaltacyi, jaką mniemał, że posiadać musi w wysokim stopniu ta dziewczyna, zdolna do widzeń i ekstazy; przeciwnie, wydała mu się bardzo prozaiczną i oddaną drobiazgowym swym zajęciom; zawsze coś szyła, haftowała lub robiła na drutach. Jednem słowem wydała mu się istota