Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ulicy, na której rzadko ktoś przechodził a rzadziej jeszcze przejeżdżał. Lubił ciszę i cienistość drzew rosnących w ogrodzie, spędzał dnie całe na świeżem powietrzu, nie widząc żywego ducha. W domu zaś, najchętniej przebywał w dawnem laboratoryum swego ojca; przez lat dwadzieścia drzwi laboratoryum szczelnie były zamknięte; matka nie otwierała ich nigdy, jakby chciała po za niemi zasklepić ducha niewiary i potępienia. Pożywszy dłużej, byłaby się niezawodnie wzmogła na odwagę i hurtem spaliła wszystko, co się w laboratoryum mieściło.
Piotr kazał tu uprzątnąć, przewietrzyć, okurzyć książki i biurko, aż wreszcie dnia jednego zasiadł w skórzanym fotelu swego ojca, i odtąd spędzał w nim długie godziny w tęsknej lecz słodkiej zadumie, zwracając się myślą do lat ubiegłych, gdy małem był dzieckiem. W miarę jak przychodził do zdrowia, brał książki ojca i czytał, doznając wielkiej intelektualnej przyjemności.
Przez dwa miesiące, dzielące go od śmierci matki, widywał tylko doktora Chassaigne. Był to stary przyjaciel jego ojca, człowiek niepośledniej wiedzy a zarazem niesłychanej skromności. Jedynym jego celem, było nieść pomoc i ulgę cierpiącym. Doglądał w chorobie panią Froment, lecz uratować jej od śmierci nie zdołał, nato-