Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Najlepiej byłoby przedostać się na wzgórze Kalwaryi — począł namawiać pan de Guersaint. — Jedna ze służących hotelowych mówiła mi to jeszcze dziś rano. Podobno ztamtąd, widok na procesyę jest prawdziwie czarujący.
Lecz dostać się tam z wózkiem Maryi było zupełnem niepodobieństwem, Piotr wykazywał trudności:
— Jakże pan chcesz, abyśmy wciągnąć mogli wózek na taką wysokość?... A zejście jeszcze większe przedstawiłoby trudności; po nocy i wśród potrącającego się tłumu, byłoby to zbyt niebezpieczne.
Marya też wolała pozostać w ogrodzie pod drzewami, gdzie musiał być teraz chłód rozkoszny i orzeźwiający. Ruszyli więc esplanadą naprzód, kierując się ku olbrzymiej statui Matki Boskiej w koronie. Obstawioną ona była setkami różnokolorowych pozapalanych lampek a ponad głową Madonny płonęła aureola z niebieskich i żółtych latarek. Jarmarcznie niesmaczna była iluminacya. Pomimo swej pobożności, pan de Guersaint znajdował ją wstrętnie szpetną.
— Zdaje mi się, iż bardzo nam będzie dobrze, chociażby tutaj przy tych drzewach, zauważyła Marya, wskazując na rodzaj gaiku w pobliżu „Schroniska pielgrzymów“.
Obrane przez Maryę miejsce okazało się wybornem; można bowiem było ztąd widzieć całe