Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/465

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W zapomnieniu i w zapalczywości swojej, Cazaban zawołał naiwnie:
— Żeby chociaż przez uprzejmość, dzielić się chcieli z miastem, tem, co otrzymują!...
Gdy wreszcie ogolony pan de Guersaint obmył się i siadł znów w fotelu, Cazaban prawił dalej:
— A żeby pan wiedział inne jeszcze rzeczy! Cóż oni zrobili z nieszczęsnego naszego miasta! Czterdzieści lat temu dziewczęta w Lourdes nie wiedziały nawet co to jest rozpusta. Pamiętam, za czasów mojej młodości, że chłopak, który chciał pohulać, miał do wyboru trzy czy cztery znane nierządnice; w dzień jarmarku, widziałem na własne oczy, jak mężczyźni stawali u drzwi tych nierządnic rzędem i każdy czekał swojej kolei! Dużo się zmieniło od owego czasu! Jakaż smutna zmiana obyczajów. Teraz, prawie każda dziewczyna sprzedaje świeczki albo kwiaty, w pobliżu groty... Musiał pan dobrodziej widzieć, z jaką bezczelnością zaczepiają przechodniów i prawie gwałtem zmuszają, by kupowali towar ofiarowany! Wstyd nam przynoszą te wyuzdane dziewczyny! Zarabiają dużo i to je uczy próżniactwa, przez całą zimę nic nie robią, wyczekując ciepła wiosennego i powrotu pielgrzymów. Prawda, że za to chłopcy nasi mają teraz z kim się bawić... zgorszenie, prawdziwe zgorszenie! A te przybłędy snujące się po Lourdes w postaci przekupniów, furmanów, szynkarzy ulicznych, czy