Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A Marya, w jakiem usposobieniu zostawiłeś ją wczoraj? — zapytał niespodziewanie pan de Guersaint.
— Znacznie się uspokoiła. Otrząsnąwszy się z rozpaczy, która nią zawładnęła, odnalazła zwykłą sobie cierpliwość i pobożność.
Zapadło chwilowe milczenie.
— O ja się nie obawiam! — rzekł ze zwykłym swym optymizmem pan de Guersaint. — Zobaczysz, że wszystko pójdzie pomyślnie... Co do siebie, jestem uszczęśliwiony. Mówiłem ci, że w modlitwach moich przed grotą, błagałem Pannę Najświętszą, by pobłogosławić raczyła zamiary, jakie mam w kwestyi jaknajkorzystniejszego wyzyskania mojego wielkiego wynalazku, odnoszącego się do sposobu kierowania balonami. Otóż czy dasz temu wiarę?... już częściowo wysłuchać mnie raczyła. Wczoraj wieczorem ksiądz des Hermoises oświadczył mi w przyjacielskiej pogadance, iż zapozna mnie z człowiekiem niezmiernie bogatym, mieszkającym w Tuluzie, interesuje się on bardzo mechaniką. Czyż nie oczywisty palec boży układa okoliczności tak szczęśliwie?...
Śmiał się serdecznie, ciesząc się z naiwnością. Potem dodał:
— Jakiż to miły człowiek ten ksiądz des Hermoises! Dziś pomówię z nim, by wyrozumieć czy nie będzie można obmyślić wspólnej wyprawy do cyrku Gavarnie; jeżeli ta wycieczka wy-