Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

votte, unosiła się często ze swego posłania, trawiona wciąż gorączkowem swem podnieceniem i powtarzała głośno, jakby sama do siebie:
— Jestem uzdrowiona... jestem uzdrowiona...
Wtem zaczęła opowiadać obszernie, że zjadła dzisiaj połowę kurczaka, ona, nic prawie nie jedząca od kilku miesięcy. A wieczorem towarzyszyła o własnych siłach procesyi z pochodniami przeszło przez dwie godziny. Utrzymywała, że chętnie byłaby tańczyła noc całą, gdyby Matka Boska wydawała bal dla swoich wybranych.
— O tak, jestem uzdrowiona... zupełnie, zupełnie uzdrowiona...
Słysząc zapewnienia dziewczyny, pani Vêtu przemogła się na uśmiech pełen dobroci i rzekła spokojnie, z zupełnem zaparciem się siebie:
— Matka Boska słuszność miała wielką uzdrawiając ją najpierw, bo biedną jest ona bardzo. Więcej się raduję z jej uzdrowienia, aniżeli przyszłoby mi się radować z własnego powstania z niemocy... bo mam mój sklepik w Paryżu, więc mogę jeszcze poczekać.. Ale na każdego kolej przychodzi, na każdego bez wyjątku...
Prawie wszystkie chore posiadały tę wielkość abnegacyi, ciesząc się szczerze z uzdrowienia innych. Rzadko pomiędzy niemi pojawiała się zazdrość. Ulegały one szczęśliwej epidemii, zarażając się jedna od drugiej niezłomną nadzieją uzdrowienia, czyniąc to zależnem od woli Panny Przenajświętszej. Powstrzymywały się więc od