Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lałych, otarła się o postać komendanta, wciąż powtarzając:
— Jestem uzdrowiona... Jestem uzdrowiona...
Twarz komandora nabiegła krwią, a oczy zaiskrzyły się gniewem; wybuchnął z gwałtownością:
— Tem gorzej dla ciebie, jeżeli jesteś uzdrowiona, tem gorzej!
Wszyscy go tu znali i uważali za człowieka niepoczytalnego. Zaczęto się śmiać i szydzić z jego wiecznego zachwalania śmierci. Podniecony tem zachowaniem tłumu, komandor prawił niedomawiane zdania, że litość bierze patrzeć na niedorzeczność ludzką; po cóż tak uparcie żyć oni pragną, pozbawieni środków materyalnych, młodości, urody... życia im się zachciewa! I ta oto dziewczyna, czyż nie lepiej, by zmarła była natychmiast; lecz ona chce żyć a zatem cierpieć... Słowa komandora niecierpliwić wielu poczęły; szemrano coraz głośniej i bliżej w około niego. Przechodzący tędy ksiądz Judaine, spostrzegłszy na co się zanosi, zbliżył się, ujął pod rękę komandora i uprowadzając go na stronę, gromił łagodnie:
— Ależ daj pokój, kochany panie, wywołujesz skandal swem zachowaniem się... Po cóż ty się buntujesz przeciwko dobroci Boga, zsyłającego pocieszenie nędzy naszej ludzkiej... dozwalającego na ulgę w cierpieniach?... Nieraz mówiłem ci już, że najlepiejbyś zrobił, klęknąwszy przed bo-