Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Minęło tak dziesięć minut a może i więcej, gdy ukazała się znów Marya wieziona na swym wózku. Miała twarz ponurą i bladą a piękne, bujne jej włosy wysoko w ciężkie zwoje upięte połyskiwały złocisto, widać że woda nie zamoczyła ich w kąpieli. Z wyrazu rozpaczy widniejącej z jej twarzy, Piotr się domyślił, że ulgi nie doznała żadnej. Zadziwienie, iż niedostąpiła spodziewanej łaski, mieszało się u niej z najwyższem zniechęceniem. Odwracała oczy, by nie spotkać się ze spojrzeniem Piotra. Serce mu zdrętwiało, gdy ją ujrzał w tym stanie; chwycił za dyszel wózka, chcąc zawieźć ją ku grocie.
Ciżba wiernych modliła się zapamiętale. Klęcząc, leżąc krzyżem, całując ziemię, ryczeli w bezprzytomnym szale, powtarzając za kapucynem, którego głos smagać się ich zdawał jak biczem, ostro się wycinającym:
— Panie, daj uzdrowienie naszym chorym!... Panie, daj uzdrowienie naszym chorym!...
Stanąwszy przed grotą, Marya prawie że zemdlała. Piotr i Gerard byli przy niej a Rajmunda nadbiegła zaraz z filiżanką rosołu. Wysilali się w chęciach usłużenia Maryi. Zwłaszcza Rajmunda, wciąż trzymając filiżankę z rosołem w ręku, starała się okazać pieszczotliwą i uprzejmą. Gerard patrzał na młodą osobę, robiąc sobie w myśli uwagi, że ta ładna panna, chociaż niema posagu, lecz stworzoną jest na rzadkich cnót kobietę; będzie ona najniezawodniej umiała dobrze