Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Piotr chciał pozostać przy niej, lecz niedozwolono mu tego, albowiem całość miejsca przy grocie, była przeznaczoną wyłącznie dla chorych, nawet jako tragarz szpitalny, nawet jako ksiądz, nie mógł tu pozostawać dłużej. Uniesiony prądem dążącego gdzieś tłumu, znalazł się wkrótce przed źródłem, a niespodziewany widok zatrzymał go tu dłużej.
Przed trzema budyneczkami, w których mieściło się po trzy wanny, sześć dla kobiet a trzy dla mężczyzn, była pozostawiona znaczna przestrzeń gruntu w cieniu drzew wyniosłych; odgrodzona sznurem przywiązanym od drzewa do drzewa, stanowiła ona plac, gdzie mieścili się chorzy pragnący zanurzenia w wodzie z cudownego źródła; wnoszono ich tutaj na noszach, inni stali, lub siedząc w wózkach, oczekiwali swej kolei. Po drugiej stronie sznurów, cisnęli się pątnicy w zbitym i niezliczonym tłumie.
W chwili przybycia tutaj Piotra stał kapucyn w pośrodku chorych i przewodniczył w modlitwach. Zdrowaśki wywoływał bezustannie, a tłum powtarzał za nim szmerem stłumionym, lecz potężnym i bezładnym.
Pani Vincent czekała już oddawna, by ją wezwano; blada była od nadmiernego wzruszenia a mała jej córeczka wciąż w jej objęciach spoczywająca, podobną teraz była do figurki z wosku odlanej. Gdy wreszcie przyszła kolej na panią Vincent i gdy ta postąpiła ku łazience z naj-