Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i chociaż przed chwilą odżałować niemogła, iż chorzy nie są wprost kierowanymi ku grocie, teraz prosiła, by ją położono w łóżko.
— Tak moje dziecko — mówiła do niej pani de Jonquière, — przez trzy godziny wypoczniesz sobie nieco. Położemy cię zaraz do łóżka, będzie ci o wiele wygodniej niż w tej skrzyni.
Uniosła ją ze strony głowy a siostra Hyacynta podtrzymywała Maryę za nogi. Numer łóżka Maryi znajdował się pośrodku sali, w pobliżu okna. Przez chwilę leżała z oczami zamkniętemi, jakby wyczerpana z sił ostatnich tem przeniesieniem na łóżko. Wkrótce prosiła o powołanie Piotra, mając mu coś ważnego do polecenia.
— Drogi Piotrze, nie odchodź proszę. Bądź tu gdzie niedaleko, lecz uprzątnij zarazem tę skrzynię. Proszę, nieodchodź... Ja tak pragnę być natychmiast zniesiona na dół, gdy tylko pozwolą nam ruszyć ku grocie!
— Czy lepiej ci teraz? — zapytał Piotr.
— Tak, tak... Wreszcie sama niewiem. Pilno mi, niesłychanie pilno być już tam i modlić się u stóp Panny Przenajświętszej.
Gdy Piotr wyszedł z sali, zabierając z sobą skrzynię, Marya rozerwała się patrzeniem na przybywające tu chore. Pani Vêtu wniesiona przez dwóch tragarzy, złożoną została w ubraniu na łóżku obok Maryi. Leżała bez ruchu