Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zakon ojców pod wezwaniem Wniebowzięcia widział coroczne zwiększanie się tłumu pątników. Ustanowione przez ten zakon pielgrzymki, wciąż szerszego nabierały rozgłosu. Zbiegały się tłumy do tych szafarzy, sprzedających pocieszenie i ułudę, ten błogosławiony chleb nadziei, którego ludzkość cierpiąca wciąż łaknie i łaknąć nigdy nie przestanie. Błagalne ku niemu głosy wznosili nie tylko nędzarze pokryci ranami schorzałego swego ciała, wyli ku niemu żałośnie zaspokoić się niedającym głodem nędzarze umysłu i serca, żądni ugasić nienasycone pragnienia szczęścia. Upewnić się w wierze, módz wesprzeć się bezpiecznie na tej rękojmi szczęście dającej, było pożądliwością pątników tutaj dążących. Klękali oni obarczeni wszystkiemi bólami. Jedni błagali o przywrócenie zdrowia ich ciału, inni zachowania istot sercu swemu najdroższych, a jeszcze inni — modlili się o zbawienie dusz swoich grzesznych lub o nawrócenie kochanych. Ku niebu wzbijał się ztąd okrzyk wszystkiemi bólami wezbrany, okrzyk błagalny i pragnący wysłuchania, okrzyk napełniający przestrzeń swem drganiem o szczęśliwość wiekuistą, szczęśliwość za życia i szczęśliwość po śmierci!
Piotr widział wokoło siebie początek ziszczać zaczynających się nadziei. Otaczający go chorzy odzyskiwać się zdawali siły, nie czuli już trzęsienia wagonu, nie słyszeli tętnienia kół warko-