Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chanej czystości linij, wyglądała na lat dwadzieścia sześć. Cierpiała ona straszliwą chorobę rozkładania się i próchnienia kości, co pociągało rozmiękczenie całości szkieletu. Przed trzema laty powiła nieżywe dziecko i od tego połogu nie przyszła już do zdrowia. Początkowo czuła niewyraźne bóle kości pacierzowej. Powoli cierpienie wzmagać się poczęło, kości traciły swą moc i formę, kość pacierzowa osiadała, kości miednicy płaszczyły się a w nogach i rękach malały, zanikając. Cała postać zmniejszone miała wymiary, jakby zwolna topniała; była to już teraz tylko szmata ludzka, coś niestałego i przelewającego się bezopornie, coś, co przenosić trzeba było z niesłychanemi ostrożnościami, by nie wyślizgnęło się z rąk i nieulało. Głowa tylko pozostała nietkniętą w swej piękności, twarz zmieniła wszakże wyraz, była nieruchoma, osłupiała, idyotyczna. Nędzę życia tych niedołężnych resztek pięknej kobiety, czynił rażącą zbytek, jaki ją otaczał. Skrzynia, w której spoczywała, wysłaną była niebieskim jedwabiem pokrytym kosztownemi koronkami, bogactwo pyszniące się okazałością — straszniejsze wywoływało wrażenie nad nędzę tej, którą otaczało.
— Cóż to za nieszczęście — ciągnął dalej poczciwy proboszcz — przy tej młodości, piękności i milionowym majątku! A żebyś wiedział, jak ją kochano i jak jeszcze i dzisiaj jest ona ubóstwianą!.. Ten wysoki mężczyzna blizko niej stojący — to jej mąż a ta strojna pani, to jej siostra, pani Jousseur.