Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzył o tem, jak Helena wprowadzi go do swego pokoju, kładąc palec na ustach, by nie obudził Joanny, śpiącej w sąsiednim gabinecie; lampka paliła się, pokój tonął w cieniu, pocałunki ich nie wydawały żadnego szmeru. A teraz siedział tu, jak z wizytą, czekając z kapeluszem w ręce. Po za drzwiami uparty kaszel rozdzierał wielką ciszę.
Rozalia ukazała się znowu i z miednicą w rękach, szybko przesunęła się przez jadalny pokój, rzucając mu tylko te słowa:
— Pani mówiła, żeby pan nie wchodził.
Nie ruszył się z miejsca; nie mógł wyjść. A zatem schadzka pozostanie na inny dzień? Wprawiło go to w osłupienie, jako rzecz niemożebna. Potem pomyślał sobie w istocie, ta biedna Joanna nie miała zdrowia; dzieci sprawiają tylko kłopot i zmartwienie. Drzwi się otworzyły znowu, i doktór Bodin wszedł, przepraszając go mocno. Z kwandrans jaki nizał frazesa: posłano po niego, będzie mu zawsze bardzo przyjemnie poradzić się znakomitego kolegę i t. d.
— Zapewne, zepewne — powtarzał doktór Deberle, któremu dzwoniło w uszach.
Stary doktór, uspokoiwszy się, udawał, że się waha co do diagnostyki. Zniżywszy głos, roztrząsał symptomata wyrazami technicznymi, które, urywał, a potem kończył mrugnięciem oczu. Był to kaszel suchy, bez odpływu, ogromny upadek sił i mocna gorączka. Może to była gorączka tyfoidalna. Nie orzekał jednak stanowczo; od tak dawna leczono chorą od nerwowej, chloro-anemicznej słabości, że bał się teraz nieprzewidzianych komplikacyi.
— Co pan myślisz o tem? — pytał za każdym frazesem.
Doktór Deberle wymijająco odpowiedział na to. Słuchając kolegę, powoli zaczynał się wstydzić, że był tam. Czego przyszedł
?