Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Helena zauważyła w tej chwili nagłe zakłopotanie i niezadowolenie na twarzy pani Deberle. Kilka razy już zdawało się jej, że niespodzianie wymówione imię Malignowa niemiłem było młodej kobiecie. Pani Deberle uspokoiła się wszakże natychmiast.
Piękny mi pływak! — zawołała. — On! żeby kiedy nauczył kogo!... ja, boję się okropnie wody... Sam widok kąpiących się sprawia mi dreszcz.
I ładnym ruchem podniosła pulchne ramiona, jak ptak co otrząsa zmoczone skrzydła.
— A więc, to nieprawda? — rzekła pani Guirand.
— Ależ naturalnie. Założę się, że to on sam wymyślił. Nie cierpi mnie od czasu, jak przepędził tam miesiąc cały z nami.
Goście zaczęli przybywać. Panie z pękiem kwiatów we włosach, z zaokrąglonemi ramionami uśmiechały się, kołysząc głową; mężczyźni we fraku, z kapeluszem w ręku kłaniali się, starając się coś przemówić. Pani Deberle, nie przerywając rozmowy, podawała końce paluszków bliższym znajomym; wielu z nich nic nie mówiło; kłaniali się i przechodzili. Panna Aurelia zjawiła się także. Natychmiast zaczęła się zachwycać suknią Julii z ciemno szafirowego aksamitu, ozdobioną jedwabiem. Wszystkie panie teraz dopiero zdawały się spostrzegać tę suknię. O, śliczna, prawdziwie śliczna suknia! Pochodziła od Wormsa. Mówiono o niej z pięć minut. Goście, wypiwszy kawę, stawiali filiżanki to tu, to ówdzie, na tacy, na konsulkach, wszędzie; stary pan tylko nie mógł dojechać do końca, zatrzymując się za każdą łyżeczką i rozmawiając z jedną z pań. Ciepła woń kawy, mięszając się z lekkim zapachem strojów, rozchodziła się po salonie.
— Wie pani, żem nic nie dostał — rzekł młody Tissot do Pauliny, która mówiła mu o jakimś malarzu, do którego ojciec zaprowadził ją był dla oglądania obrazów.
— Jakto! nic pan nie miałeś!... Przyniosłam panu filiżankę kawy.