Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pieczeństwa; bali się jednak zawikłań jakich przy tem. Długo rozpytywali Helenę, widząc, że się znajdują wobec jednej z tych chorób nerwowych, które w rodzinach mają całą historyę swoją i które wprawiają naukę w kłopot. Powiedziała im to, o czem wiedzieli już po części, że babka jej była zamkniętą w domu obłąkanych w Tulettes, o kilka kilometrów od Plassans; że matka jej nagle umarła z gwałtownych suchot, a przez całe życie miała napady szału i nerwowe paroksyzmy. Ona sama podobna była do ojca, którego przypominała z twarzy i rozsądnej równowagi ducha. Joanna przeciwnie była żywym portretem babki; ale delikatniejszego składu ciała, nie doścignie zapewne nigdy ani wysokiej postaci jej, ani mocnej, kościstej budowy. Obydwaj doktorowie powtórzyli raz jeszcze, że potrzeba jak najostrożniej postępować z nią. Nie ma nigdy zbytku przezorności wobec tych cierpień chloro anemicznych, które przyczyniają się do rozwinięcia tylu strasznych chorób.
Henryk słuchał doktora Bodin z uwagą, jakiej nie miał dla żadnego z kolegów dotąd. Radził się go względem Joanny z miną ucznia, który niedowierza sobie. W istocie, zaczynał już drżeć przed tem dzieckiem; wymykała się przed nauką jego; lękał się, by jej nie zabił, a zarazem nie utracił matki. Tydzień upłynął. Helena nie przyjmowała go już w pokoju małej. Wtenczas sam raniony w serce, chory zaprzestał wizyt swoich.
Pod koniec sierpnia Joanna mogła wstać nareszcie i chodzić po pokoju. Przez całe dwa tygodnie nie miała ani jednego paroksyzmu. Matka tylko cała jej oddana, zawsze koło niej, uleczyła ją. Z początku dziewczynka niedowierzała temu, znajdowała przyjemność w jej pocałunkach, ale śledziła wszystkie ruchy, przed uśnięciem brała za rękę i chciała ją zatrzymać w czasie snu. Potem, widząc, że nikt nie przychodzi, nikt się z nią nie dzieli, nabierała ufności i czuła się szczęśliwą, wracając do dawnego dobrego życia, kiedy to obie z matką pracowały pod oknem. Codziennie