Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kształty, nadawały kostiumom pewną świeżość dzieciństwa Był to jakgdyby bankiet w jakiejś powieści czarodziejskiej gdzie przebrani bożkowie odegrywali rolę ludzi na zaręczynach jakiegoś księcia Charmant.
Duszno tu — mówił Malignon, — muszę odetchnąć.
Wychodził zostawiając drzwi salonu otwarte. Bladawe światło z ulicy wpadało wówczas, smutno odbijając od blasku lamp i świec. I tak co kwadrans Malignon otwierał drzwi.
Fortepian nie umilkał. Mała Guirane z czarnym metylem Alzatki w blond włosach, tańczyła z arlekinem dwa razy większym od niej. Szkot jakiś tak szybko okręcał Małgosię Tissot, że ta straciła swoją puszkę od mleka. Dwie Berthier, Blanka i Zofia, nierozłączne z sobą, skakały razem. A gdzie się obrócić, wszędzie była któraś Levasseur; wszędzie się spotykało kapturki i suknie z ponsowego atłasu, w pasy czarne aksamitne. Większe dziewczynki i doroślejsze chłopaki schronili się do drugiego salonu, chcąc potańczyć swobodniej, Walentyna de Charmette, osłonięta swą hiszpańską mantylą, uczone stawiała kroki naprzeciw młodego pana co przyszedł na bal we fraku. Nagle wszyscy się śmiać zaczęli, pokazując sobie za drzwiami w kącie, małego Guiraud, dwuletniego pajaca i dzieweczkę w jego wieku, przebraną za chłopkę, trzymających się wzajemnie i mocno ściskających się, ażeby nie upaść; ukryli się tutaj i nie pytając o nic, twarzyczka przy twarzyczce kręcili się bez pamięci.
— Nie mogę już — rzekła Helena, opierając się o drzwi jadalnej sali.
I zarumieniona ruchem, bo sama skakała, dopomagając dzieciom, ochładzała się teraz wachlarzem. Pierś jej podnosiła się pod przezroczystą grenadiną stanika. I znowu uczuła na swem ramieniu oddech Henryka, który był zawsze koło niej, zawsze za nią. Widziała, że będzie mówił; ale nie miała już siły uciec przed wyznaniem jego. Zbliżył się i cicho szepnął w jej włosy: