Strona:PL Zola - Jak ludzie umierają.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poczęła go pocieszać, udzielać mu rad. Jeśli mu będzie smutno samemu, powinien się ożenić; niech sobie jednak wybierze kobietę nieco starszą, bo panny, idące za wdowców, poślubiają zawsze ich pieniądze. I wymienia mu jednę z wspólnych znajomych, z którą radaby go zobaczyć złączonego małżeństwem po swojej śmierci.
Tej samej nocy nadchodzi straszliwa agonia. Adela poczyna się dusić, woła, że jej brak powietrza. Sługa usnęła przy niej na krześle. Pan Rousseau, stojący u wezgłowia łóżka, nie jest w stanie uczynić nic więcej, jak ująwszy rękę umierającej, dać jej poznać uściskiem, że znajduje się przy niej, że jej nie opuszcza. Za nadejściem rana ogarnia suchotnicę naraz ogromny spokój. Jest bardzo blada, oczy ma przymknięte, oddycha zwolna. Mężowi zdaje się, że może zejść na dół z Franciszką, aby otworzyć sklep. Wróciwszy, zastaje żonę ciągle bardzo bladą, jakby zesztywniałą w postawie, w jakiej ją opuścił, tylko oczy ma teraz rozwarte. Umarła.
Zbyt dawno pan Rousseau przygotowany był na jej utratę, nie stać go zatem na łzy, jest tylko jakby przywalony ogromnem znużeniem. Schodzi na dół, patrzy, jak Franciszka zamyka napowrót okienice sklepowych okien, potem kreśli na arkuszu papieru słowa: „Zamknięte z powodu wypadku śmierci“ — i przykleja go na drzwiach za pomocą czterech opłatków.