Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sandoz i Dubuche, wiedząc, że niema sposobu przeszkodzenia mu żadną miarą w tem zabijaniu się pracą, poddali się z rezygnacyą konieczności. Ten ostatni zapalił sobie fajkę i rozsiadł się wygodnie na sofie; on jeden tylko z pośród nich palił, dwaj inni nie mogli nigdy przyzwyczaić się do tytuniu, zagrożeni zawsze przy mocniejszem trochę cygarze mdłościami. Potem kiedy się już rozparł, z oczyma utkwionemi w kłęby puszczanego dymu, począł mówić długo o sobie w monotonych frazesach. — A ten przeklęty Paryż! jak tu się człowiek zużywa, skoro chce dojść do jakiejś pozycyi. Wspomniał o swej piętnastomiesięcznej pracy u dawnego szefa, pod którego kierownictwem się kształcił, słynnego Dequersonnière’a, dzisiejszego architekta cywilnych i publicznych budowli, oficera legii honorowej, członka instytutu, którego arcydzieło, kościół świętego Macieja, przypominał potrosze kształtami formę na pasztet i zegar z czasów cesarstwa; poczciwy człowiek w gruncie rzeczy, którego oblagowywał, podzielając jego poszanowanie dla utartych starych klasycznych formułek. Gdyby nie koledzy zresztą, nie byby się tam nauczył wiele w tej pracowni, przy ulicy Four, którą szef przechodził wszystkiego trzy razy na tydzień i to biegnąc tylko; ci koledzy dzikie to wszystko, okrutne i nie jedną z ich przyczyny musiał znosić przykrość na samym początku, ale przynajmniej nauczyli go oni wpra-