Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/606

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XII.

Tej nocy, wśród ostrego listopadowego wiatru, który wciskał się szparami do ich pokoju i obszernej pracowni, położyli się o trzeciej blisko. Krystyna, zdyszana biegiem, wsunęła się co prędzej pod kołdrę, aby ukryć, że go ścigała; a Klaudyusz zgnębiony, znużony śmiertelnie, zdejmował z siebie ubranie powoli, nie wymówiwszy ani słowa. Łoże ich od długich już miesięcy pełne było chłodu; kładli się na niem tuż obok siebie, jak obcy sobie ludzie, po powolnem zerwaniu więzów cielesnych: dobrowolna wstrzemięźliwość, czystość wyteoretyzowana, do której on dojść musiał, aby malarstwu oddać całą swą siłę, a którą ona przyjęła w dumnej i niemej boleści mimo udręczeń namiętności. I nigdy jeszsze przed tą nocą, nie czuła ona takiej między nim a sobą zapory, takiego zimna, jak gdyby nic już odtąd nie mogło ich rozgrzać i rzucić sobie wzajem w objęcia.
Przez kwadrans blisko walczyła ze snem, co ją ogarniał. Była okropnie znużona, zdrętwienie jakieś ogarniało jej członki: nie ulegała je-