Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/483

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rym topiły się obcasy butów. Rozsypano się, jakiś szczupły, blady rzeźbiarz wszedł na mównicę, w zamiarze przemawiania do narodu, jakiś malarz o sztywnym, mocno wykręconym wąsie, siadł okrakiem na krześle i począł galopować dokoła stołu, kłaniając się na wszystkie strony, odgrywając rolę cesarza.
Zwolna przecież wielu zmęczonych już poczęło się rozchodzić. O jedenastej było już ze dwustu zaledwie. Ale po północy napłynęli znów nowi, włóczęgi wszelkiego rodzaju we frakach i białych krawatach, powracający z teatrów lub wieczorków, przejęci pragnieniem dowiedzenia się przed całym Paryżem o rezultacie skrutynium. Przybyli też i reporterzy, ci po jednemu wybiegali z sali, ilekroć zakomunikowano im jakieś poszczególne obliczenie.
Klaudyusz zachrypły wywoływał wciąż. Dym i gorąco stawały się nieznośuemi, wyziew obory wydzielał się z zabłoconej posadzki. Wybiła pierwsza, petem druga po północy. On wciąż obliczał i obliczał, a dzięki swej sumienności zapóźnił się tak, że inne biura od dawna już ukończyły swą pracę, kiedy jego tkwiło jeszcze w całych kolumnach cyfr. Nakoniec wszystkie do dane głosy zostały zliczone razem i ogłoszono stanowczy rezultat wyborów. Fagerolles był piętnastym z pomiędzy czterdziestu, o pięć miejsc przed Bongrandem, zamieszczonym również na tej samej liście, którego nazwisko wszakże bar-