Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wywijał w powietrzu paletą i pendzlami, które trzymał w obu zaciśniętych pięściach.
— Jesteś pan surowy — ozwał się Klaudyusz zażenowany — Fagerolles istotnie ma zalety wykwintności, delikatności rysunku.
— Mówiono mi — wybąknął Jory — że miał on właśnie zawrzeć kontrakt bardzo korzystny z Naudetem.
To nazwisko tak rzucone pośród rozmowy, raz jeszcze oderwało od pracy Bongranda, który wrzuszywszy ramionami powtórzył:
— Ah! Naudet.. ah! Naudet..
I ubawił ich znakomicie Naudetem, którego znał dobrze. Był to kupiec, który od lat kilku trząsł całym handlem obrazami. Tu już nie była to gra dawna, zaplamiony surdut i smak wyrobiony papy Malgrasa, to czatowanie na płótna debiutujących, kupowane po dziesięć franków na to, by je sprzedać po piętnaście, wszystkie te drobne sposobiki i sztuczki znawcy, wykrzywiającego usta przed pożądanemi obrazami, aby je obniżyć w cenie, w głębi uwielbiającego malarstwo, zarabiającego na marne życie szybkiem a częstem obracaniem drobnego kapitaliku w ostrożnych operacyach. Nie, słynny Naudet miał pozór szlachcica, fantazyjny żakiet, brylant w krawacie, wypomadowany, wyfryzowany, wywerniksowany, zresztą szyk wielki, życie na wielką skalę, powóz wynajmowany miesięcznie, fotel w Operze, stolik zarezerwownny u Bignona,